Propozycja, by docelowy poziom składki zdrowotnej dla podatników liniowych wyniósł 4,9 proc. zamiast 9 proc., ma zmniejszyć opór wobec tych rozwiązań.
W założeniu niższa składka dla liniowców ma być rekompensatą za brak kwoty wolnej. Wczoraj projekt podatkowej ustawy Polskiego Ładu zaaprobował komitet stały rządu.
Po zmianach docelowa wysokość składki zdrowotnej dla osób prowadzących działalność gospodarczą ma wynieść 4,9 proc. w 2023 r. oraz 3 proc. w 2022 r. Ale niższa stawka będzie dotyczyć osób rozliczających się podatkiem liniowym. Dla reszty przedsiębiorców opodatkowanych według skali stawka nadal wyniesie 9 proc.
– W ich przypadku zadziała nowa wyższa kwota wolna plus mają możliwość korzystania z ulg. Liniowcy są z tych preferencji wykluczeni – tłumaczy rozmówca DGP z rządu. Niższa składka zdrowotna dla tej grupy ma osłabić radykalny wzrost obciążeń odczuwalny zwłaszcza przez liniowców o najwyższych dochodach. Ustawa ma zostać przyjęta jeszcze w tym tygodniu przez rząd.
Jak nowa propozycja przełoży się na kieszeń przedsiębiorców? Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wyliczył, jak różne warianty składki rzutują na ich obciążenia podatkowo-składkowe. Na przykład dla liniowca z dochodem 6 tys. zł miesięcznie w przyszłym roku (przy składce 3 proc.) to 284 zł mniej niż dziś, a rok później – 189 zł mniej niż obecnie. To przykład osoby, która na korekcie projektu ustawy zyska wobec dzisiejszych warunków. Nie mówiąc już o pierwotnym pomyśle składki 9 proc. Z kolei liniowiec z miesięcznym dochodem 12,5 tys. zł dzięki korekcie składki straci mniej. Przy składce 4,9 proc. zapłaci o 471 zł mniej, niż gdyby wynosiła ona 9 proc.
Mimo korekty pierwotnych rozwiązań reakcje organizacji przedsiębiorców są w najlepszym przypadku chłodne. – To krok w dobrym kierunku, ale nie jest to rozwiązanie systemowe. Nie dotyka np. kwestii ubezpieczeń emerytalnych przedsiębiorców – zauważa Łukasz Kozłowski. Politycy rządowi mają jednak nadzieję, że takie zmiany ułatwią przełamanie politycznych oporów także we własnych szeregach i uchwalenie ustawy.
Projekt ustawy w wersji, która trafiła do rządu, zakłada, że osoby prowadzące działalność gospodarczą, a rozliczające się według skali podatkowej zapłacą składkę zdrowotną w wysokości 9 proc. Natomiast dla liniowców w przyszłym roku składka wyniosłaby 3 proc., a rok później osiągnęłaby już docelowy poziom 4,9 proc. Na grafice pokazujemy wyliczenia Łukasza Kozłowskiego, głównego ekonomisty Federacji Przedsiębiorców Polskich. Pokazuje on różne warianty obciążenia składką przy różnych dochodach osób prowadzących działalność gospodarczą. I tak przy stawce 3 proc. więcej niż obecnie zapłacą osoby, które zarabiają 12,5 tys. zł. Tymczasem gdyby składka wynosiła 9 proc., to więcej niż dziś będą płacić osoby z dochodem ok. 6 tys. zł.
Zwłaszcza dla osób z wyższymi dochodami zyski – a raczej ograniczenie strat w porównaniu z pierwotnie proponowaną wersją stawki 9 proc. – rzucają się w oczy. Osoba na podatku liniowym o dochodach 15 tys. zł miesięcznie zapłaci docelowo 574 zł miesięcznie mniej, niż gdyby rząd utrzymał swoją poprzednią propozycję. Z kolei ktoś zarabiający 20 tys. zł miesięcznie odprowadzi do ZUS 780 zł mniej, niż w przypadku gdyby stawka wyniosła 9 proc.
Jednocześnie tak duża różnica w stawkach płaconych przez osoby prowadzące działalność gospodarczą opodatkowaną liniowo w porównaniu z tymi, którzy rozliczają się według skali, spowoduje, że części tych ostatnich będzie opłacało się przejść na podatek liniowy. Z wyliczeń Łukasza Kozłowskiego wynika, że może to dotyczyć już osób o dochodach powyżej 6 tys. zł. Jednak szczegółowe decyzje będą zależały od indywidualnych przypadków, gdyż osoby rozliczające się według skali mogą korzystać nie tylko z kwoty wolnej, lecz także wspólnego rozliczenia z małżonkiem czy ulgi na dzieci.
Rządowe korekty w Polskim Ładzie w sprawie składki zdrowotnej nie przyniosły przełomu w podejściu do tych rozwiązań ze strony organizacji reprezentujących przedsiębiorców. – Jeśli składka jest niższa, to firmy powinny się cieszyć, ale to element tej reformy, a wszystkie inne części ładu, które są skomplikowaną konstrukcją, trudno zaakceptować – mówi Paweł Wojciechowski z Pracodawców RP. Nawet postawę Cezarego Kaźmierczaka ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, który uczestniczył w rozmowach na temat zmian, można określić jako „dystans”. – Doceniamy konstruktywną postawę rządu oraz to, że uwzględnił większość naszych postulatów. Nie udało się porozumieć w sprawie maksymalnej wysokości składki na NFZ i minimalnego CIT 1 proc. Może jeszcze zmienią zdanie – napisał wczoraj na Twitterze.
Przedsiębiorcy nie są usatysfakcjonowani propozycjami rządu
Konfederacja Lewiatan jest nadal zdecydowanie przeciwna tym rozwiązaniom. „Trudno ufać nowym propozycjom podatkowym, ponieważ powstają w ekspresowym tempie, są niedopracowane i niepoddane konsultacjom społecznym. Nie mieszczą się w jakichkolwiek standardach prowadzenia polityki gospodarczej” – napisał wczoraj szef Konfederacji Lewiatan Maciej Witucki.
Ale premier nie liczy, że reprezentanci środowiska przedsiębiorców zrewidują podejście do pomysłów, które oznaczają znaczny wzrost obciążeń osób o najwyższych dochodach. Natomiast ma nadzieję, że pozwoli to rozproszyć polityczne zastrzeżenia, jakie miała część polityków PiS, i ułatwi przeforsowanie zmian przez parlament.
Osobną kwestią jest to, jak nowe pomysły wpłyną na finanse publiczne. Już w obecnej wersji Polski Ład jest deficytowy, jeśli składka dla liniowców ma być niższa, to deficyt będzie większy. Pytanie, czy to nie będzie generowało problemów dla budżetu. Nasi rządowi rozmówcy zapewniają, że nie będą one znaczne. – Prognoza wpływów do NFZ w przyszłym roku nie jest oparta jeszcze na Polskim Ładzie, a nawet w nowej wersji oznacza on wyższe wpływy do NFZ – zauważa jeden z nich.
Jednak jeśli zmiany wejdą w takim kształcie, to NFZ zyska mniej, niż do tej pory wynikało z PŁ, a deficyt budżetowy będzie wyższy. Przedstawiciele przedsiębiorców są nastawieni sceptycznie do nowych rozwiązań także w tym kontekście. Jak wyliczają, budżet państwa będzie musiał dopłacić nawet 44 mld zł, a Polski Ład nie gwarantuje odpowiednich wpływów. Wskazują, że źródłem finansowania, zwłaszcza na początkowym etapie, miałyby być zwiększone wpływy ze składki zdrowotnej od osób prowadzących działalność gospodarczą. Jednak udział wpływów ze składki będzie coraz mniejszy – w 2027 r. wynosiłby 70 proc. A to według wyliczeń Łukasza Kozłowskiego oznacza, że powstałą lukę w finansowaniu trzeba by pokryć z budżetu państwa: ta wynosiłaby w 2027 r., kiedy na zdrowie miałoby być przeznaczane 7 proc. PKB, 44 mld zł.
Jak wskazuje Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. zdrowia w Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), dobrym rozwiązaniem byłoby podwyższanie składki zdrowotnej o 0,25 pkt proc. Wylicza, że to przełożyłoby się na wzrost wpływów z niej o 2,7 mld zł rocznie. – Z perspektywy pracodawców taki wzrost oznaczałby podniesienie pozapłacowych kosztów pracy o 6 zł w przypadku minimalnego wynagrodzenia i 12 zł w przypadku średniej pensji. Oczywiście jednorazowe podniesienie składki zdrowotnej byłoby rozwiązaniem doraźnym. Stąd postulat Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej, by podnosić składkę zdrowotną o 0,25 pkt proc. przez okres pięciu lat – co jest zbieżne z perspektywą zwiększania nakładów na zdrowie do 7 proc. PKB – uważa Wiśniewski. Jego zdaniem z badań wynika, że połowa Polaków byłaby skłonna dopłacić do składki średnio 30 zł miesięcznie – gdyby środki te zostały przeznaczone np. na poprawę dostępu do lekarzy specjalistów.
Nowe pomysły na składkę zdrowotną dla JDG w polskim Ładzie