Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Trylion osobominut lekcji historii [OPINIA]

Jan Wróbel
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Jan Wróbel
Dziennik Gazeta Prawna

Od trzech dni kolejni znajomi podśmiewają się, że dzięki PiS mam gwarancję zatrudnienia – w szkołach będzie więcej historii. Uśmiecham się kwaśno. Lepiej by było, aby Polski Ład w ogóle pominął problem edukacji, niż żeby ledwo o niej napomknął – i to akurat w taki sposób. A właściwie na dwa sposoby, ten drugi to nieco mglista zapowiedź wzmocnienia kolejnej mutacji rady szkoły, która miałaby utrudniać angażowanie przez dyrekcję przedstawicieli organizacji pozarządowych (oraz wspomagać pracę szkoły – poprzez informowanie kuratorium).

Tak w ogóle… historia to przedmiot, by tak powiedzieć, „z potencjałem”, a uspołecznianie szkół ma wiele sensu. Oba te pomysły warto jednak omówić dopiero wtedy, kiedy zobaczymy, czego o edukacji nie powiedziano. Przede wszystkim pominięto prościutką, a jednak rewolucyjną dzisiaj myśl: szkoła ma służyć kształceniu człowieka umiejącego dojść do własnego ładu – ze sobą i z innymi ludźmi. Europejska tradycja – podkreślam, że tradycja, a nie nowinka, a już zwłaszcza nowinka lewacka – zakłada, że możliwie wysoki poziom wiedzy o świecie pomaga w realizacji tego zadania. Stąd wynalazek powszechnej oświaty. Umiesz rozumować, oddzielać prawdę od fałszu, czytać tzw. teksty kultury, wyciągać logiczne wnioski, pojąć, czemu maszyna lata, a brak dzikich pszczół zmniejsza nasze szanse dotrwania do XXII wieku? Łatwiej dojdziesz do własnego ładu i lepiej odnajdziesz się w świecie złożonych relacji społecznych. W ciągu trzydziestu lat transformacji wymyślaliśmy rozmaite nowe hasła objaśniające sens edukacji. A to „kształtowanie postaw demokratycznych”, a to „kształcenie na potrzeby rynku pracy”, a to „budzenie kompetencji miękkich”, a to „ofertę usług edukacyjnych”, a to „umacnianie narodowej tożsamości”. Wszystko fajne, ale fundament jest właśnie najważniejszy, a nim jest osoba ludzka, nie założony produkt. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego… To przesłanie mobilizuje: jeżeli nie cierpisz siebie, nie będziesz cierpiał innych, jeżeli obdarzysz się ślepą miłością, nie udadzą ci się relacje z kimkolwiek innym. I tak dalej.

Akurat nauczanie Jezusa („Kochaj bliźniego…” nie wymyślił Marks) mogłoby być PiS bliskie. Niestety, bliższa jest mu postawa instytucjonalnego lęku. Tak zatem podwojone nauczanie historii ma być naszą polską odpowiedzią na obce wpływy multikulturalizmu. A społeczne rady – dodatkową zaporą dla seksdeprawatorów.